Opera Rarissima

Wyroki historii. Podobno miały być właściwe i sprawiedliwe, okazały się jednak wyłącznie przypadkowe. Za to trudno usuwalne. Jesteśmy już w kolejnej fazie ich wielkiej rewizji – rewizji sądów estetycznych stuleci, które, jak długo wierzono, są słuszne i ostateczne. Nic bardziej mylnego.

Mniej więcej cały XX wiek stopniowo przywracał dzieła przeszłości, które miały ponoć nie zdać owego egzaminu z „trwałej wartości” i przepaść historii. Wspólne ich imię: otchłań, gdyż, jak wiadomo, sto lat temu obecna w wykonaniach historia muzyki zaczynała się – by sięgnąć najgłębiej – od Bacha i Mesjasza Haendla. Tak: to był czas, w którym nie grano nawet Vivaldiego z jego Czterema porami roku! Co dopiero mówić o całym nieprzebranym bogactwie barokowej opery.

Powrót do tych dzieł początkowo szedł opornie, bo po prostu nie potrafiono ich prawidłowo odczytać i wykonać, jednak, krok za krokiem, w latach 50. zaczynają się pojawiać nagrania przedmozartowskiego repertuaru, do których wciąż można wracać – choć nie ze względu na styl i „prawdę dzieła”, ale dla wybitnych śpiewaków, to i owszem. Później ruch ten radykalnie przyspieszył, gdy pojawiły się rzesze muzyków wyspecjalizowanych w muzyce baroku i od początku nowego tysiąclecia nawet na naszych estradach słuchamy oper Haendla czy Vivaldiego. Ba, grają je nawet polskie zespoły. Teraz jesteśmy już jednak parę kroków dalej. Dzieła najsławniejszych kompozytorów przestają wystarczać. Sięgamy po utwory twórców naprawdę nieznanych – co wcale nie oznacza, że słabszych.

Na spektaklu takiej właśnie opery miałem okazję być tydzień temu: Domenico Sarri, nie największa gwiazda drugiego sortu kompozytorów neapolitańskich, napisał swoją Didone abbandonata do wczesnego libretta Metastasia, wystawiając ją najpierw w Neapolu, po paru latach, w 1730 r., w Wenecji, skąd w karnawale 1734/35 zawędrowała do czeskiego Brna. (więcej tutaj) Do przywrócenia dzieła zebrały się siły czesko-polskie, a efekt, po prezentacji w Brnie, zabrzmiał w Katowicach, po czym wrócił do Sali Mozarta w XVIII-wiecznym Teatrze Reduta przy brneńskim Targu Warzywnym. Tam też miałem okazję go posłuchać – ostatni (póki co) spektakl, 20 lutego. Pod kierunkiem Martyny Pastuszki i Jana Čižmářa grała {oh!} Orkiestra Historyczna (z Katowic), śpiewali natomiast czescy śpiewacy, z których trójka protagonistów zdecydowanie zasłużyła na uznanie.

Utwór, którego wydania niestety jeszcze nie mogę Państwu zaproponować (choć ponoć istnieje radiowe nagranie fragmentów, z 2005 r., w MDR), jest typową neapolitańską opera seria: akcja popychana przez recytatywy, wirtuozowskie arie z wyjściem itd. Zapewne nieprędko zobaczymy ją na płytach – a szkoda, bo jest tu jednak sporo efektownych arii, a instrumentalne sinfonie nie lękają się żadnej konkurencji. W przeciwieństwie do wielu innych barokowych oper, nie mamy tu cudownego ocalenia, a całość kończy się, jak należy, fatalnie. Kompozytor przez większość dzieła stroni wprawdzie od dramatycznych manifestacji, a jego melodie nie dają tyle satysfakcji, co Haendla czy Scarlattiego, jednak trzeci akt rekompensuje z naddatkiem braki drugiego: arie furii śpiewa wściekły rywal Eneasza, Iarba (w tej roli imponujący głosowo i aktorsko Roman Hoza, ledwie 23-letni, studiujący jeszcze w Wiedniu – warto śledzić, szykuje się pyszny Hrabia do Wesela Figara!), sam Eneasz miota się emocjonalnie (znakomita alcistka Stanislava Jirků, o mocnym, pewnie prowadzonym głosie, na dodatek szczupła i wysoka, co przy odpowiednim kostiumie bardzo uprawdopodobniło ją jako trojańskiego herosa – rzecz nie bez znaczenia na scenie), natomiast dumna Dydona (Andrea Široká), której nie sposób odmówić perfidii, ostatecznie, opuszczona, żegna się (z życiem, jak możemy się domyślać) w przejmującym arioso – ni to arii, ni recytatywie accompagnato, co zdaje się oryginalnym pomysłem kompozytora. Brakuje może trochę lamentów, do których przyzwyczaił nas choćby Purcell („Tu mi guardi” z II aktu tylko w części wypełnia tę lukę), natomiast parę arii Iarby, jak „Cadrà”, rozpoczynająca się potężnie brzmiącym skokiem oktawy w dół („Upadnie!” – upadnie królestwo Dydony, rzecz jasna, pod potęgą mszczącego się króla Iarby), mogą spokojnie stanąć obok najbardziej efektownych arii epoki. Dla basów – gratka!

Bardzo dobrze wypadła Orkiestra Historyczna (po raz kolejny, choć to młody zespół) – Martyna Pastuszka po pierwsze rozumie dramaturgię dzieła, a po drugie wie, co chce osiągnąć i potrafi do tego skłonić muzyków. Pod jej kierunkiem całość stanowi jeden organizm, oparty na znakomitej sekcji basso continuo, co nie dziwi, skoro w jej skład wchodzi Marcin Świątkiewicz (klawesyn) i Bartosz Kokosza (energetyczna wiolonczela – niebawem napiszę o ciekawej płycie Kwartetu, w którym gra wiolonczelista).

Na koniec dwa słowa o spektaklu, bo ledwie 26-letni reżyser Tomáš Pil pokazał, jak zrobić operę prosto, łatwo i tanio, a jednocześnie przekonująco. Postaci, w XVIII-wiecznych strojach, bez dekoracji, wchodzą i schodzą z małej sceny, zwracają się do siebie, w momencie arii zastygają w wyszukanych, „teatralnych” pozach, co podkreśla rolę arii w przebiegu dzieła – chwila na przeżycia i refleksje bohatera, w której zatrzymuje się czas. Nie ma próby oszukiwania, że opera jest czym innym, niż skrajnie wyestetyzowaną formą schematycznego dramatu namiętności – przeciwnie, jest to wręcz podkreślone, lecz przez to prawdziwe i ożywiające. Nie powstaje Wielkie Wydarzenie Teatralne, ale powstaje opera barokowa: dzieło żyje i żyją zawarte w nim treści. Inscenizacyjny program minimum, ale rzadko dzisiejsi reżyserzy, z reguły pokazując znacznie więcej, potrafią osiągnąć ową podstawę.

4 komentarze do “Opera Rarissima

  1. ~Dorota Szwarcman

    Widzę, że byłeś na koncercie, na który mnie nie udało się przyjechać… Mrozy mnie powstrzymały. Widzę, że mam czego żałować…
    Owocnego blogowania Ci życzę 🙂

    1. Jakub Puchalski Autor wpisu

      W toku dyskusji, co stąd się biorąc rozgorzała u Ciebie, przegapiłem odpowiedź. Rzeczywiście – jest czego żałować. Kawał pysznej muzyki, odpowiednio pysznie podanej. Wrócę do tematu, jak pojawią się fragmenty na youtube (chociaż tyle), i sekunduję w pomyśle – przyszłościowym – nagrania dzieła.

Możliwość komentowania została wyłączona.