Misteria Paschalia w tym roku zaczęły się dla mnie z pewnym opóźnieniem, od skupionego, parateatralnego misterium ciemnych jutrzni z XVII-wiecznej Francji. W Wielki Piątek rzecz idealnie dopasowana do momentu: Leçons de Ténèbres Charpentiera w wykonaniu Le Poème Harmonique.
Wszyscy wypatrywaliśmy kolejnej wizyty francuskiego zespołu. Filip Berkowicz, dyrektor artystyczny festiwalu o to właśnie odpytywany był regularnie. Vincent Dumestre miał przywieźć muzykę francuską, najlepiej XVII wieku? Koniecznie, bo jest w niej niezastąpionym mistrzem. Ciemne jutrznie Charpentiera, które kiedyś już brzmiały w Krakowie, niezapomnianie? Jak najbardziej (choć np. jakieś motety, Wielkie lub nie, albo kantaty czy oratoria też by mogły być). Oczekiwaliśmy uczty estetycznej i duchowej? O co tu pytać! Dostaliśmy ją? Oczywiście!
Ogólnego zachwytu trudno więc nie podzielać. Muzyka świadomie ograniczająca swoje środki, redukująca je do melicznej prozodii i retoryki, ale wykonana z wyczuwalnym, głębokim zrozumieniem, świetnymi głosami solistów (Reinoud van Mechelen, Jeffrey Thompson i Geoffroy Buffière), z czujnym i formotwórczym towarzyszeniem zespołu akompaniującego na instrumentach (tym razem Dumestre wyłącznie dyrygował, nie grał na lutni), i zespołu wokalnego – wybranych głosów męskich z chóru kameralnego Capelli Cracoviensis.
Nie bez powodu mówię jednak o „wyczuwaniu” zrozumienia – gdyż tyle tylko z tego zrozumienia wyniosłem. Czułem, owszem, świetnie, że muzycy wiedzą, o czym i dlaczego śpiewają, co samo w sobie zapewnia już komfort słuchania. Żałuję jedynie, że nie podzielili się tą swoją świadomością ze mną, czyli ze słuchaczem. W ciągu całego koncertu zrozumiałem ledwie kilku słów. Jestem przyzwyczajony do francuskiej łaciny, śpiewane teksty są znane i mnie – naprawdę byłem całkiem niezłym, bardzo „podatnym” odbiorcą. A jednak nie miałem pojęcia, o czym opowiadają kolejne utwory, słuchałem więc ledwie ich skromnej części – wyłącznie muzyki, która bez słów nie tłumaczy się tutaj ze swojej ascetyczności – gdyż to słowa stanowią rację jej byty. Prawda, że siedziałem w niezbyt dogodnym miejscu, na balkonie – ale jednak z jego przodu, coś zatem nie jest w porządku, jeżeli dykcja śpiewaka nie niesie się na tę odległość w niewielkiej przecież sali. Wspaniały koncert, z równie wspaniałą skazą. Chyba cieszyłbym się, gdyby teatralny zmysł Dumestre’a, zanim przejdzie do zapalania i gaszenia świec przy wygaszonym świetle, skupił się na wyraźnym podawaniu tekstu.
Drugi koncert to sobotnia wizyta w kaplicy w kopalni w Wieliczce, gdzie ponownie repertuar idealnie dobrany do czasu i szczególnego wnętrza – i ponownie średniowiecze: Pedro Memelsdorff i jego Mala Punica ze swoim dawnym programem Missa Cantilena. Nie ma specjalnego sensu opisywanie – barwny obraz skomplikowanej sztuki Ars Subtilior, muzyki ze środowiska wyrafinowanych dworów XIV wieku południowej Francji i północnych Włoch dostępny jest na płytach (Missa Cantilena to płytowy debiut zespołu). Zachwycają one słuchaczy od kilkunastu lat – właśnie ożywieniem muzyki, która chyba do tego czasu pozostawała enigmatyczna, hermetyczna i niezrozumiała. Muzyka pełna dysonansów, przesunięć rytmicznych, przy których uwaga wykonawców skupiała się przede wszystkim na realizacji tekstu – ten jednak pozostawał wciąż przede wszystkim „dziwacznym” (w sensie: skrajnie stravaganto) – w tym miejscu wreszcie ożyła. Dla Memelsdorffa początkiem jest słowo, gra słów, które tworzą pewną sytuację, którą należy wykonać jak scenkę dramatyczną – i słychać to nawet w tekście liturgicznym. Cała reszta, która jednym się podoba, a u innych budzi opory, czyli przede wszystkim rozbudowane (jak na średniowiecze) instrumentarium, z psałterium, dzwonkami, rebabami, fletami (w koncercie brak było obecnych na płycie organów), których partie są starannie zaaranżowane, to w gruncie rzeczy plan dalszy. W wywiadzie Memelsdorff mówił mi kiedyś, że dziś nie da się już obronić tezy o śpiewie a cappella w średniowieczu – chyba jednak nie o to nawet chodzi. Obawiam się, że nie jesteśmy w stanie uzyskać pewności co do „właściwego”, „historycznego” brzmienia muzyki średniowiecza, żadnych tez nie trzeba więc używać jako ostatecznego kryterium – zwłaszcza gdy mamy do czynienia nie z pracą naukową, lecz koncertem, jaki trafia do współczesnej publiczności. Bogactwo brzmień, jakie wprowadza Memelsdorff, z pewnością publiczności tej pomagają w rozumieniu muzyki, pozwalając zabrzmieć jej głosem atrakcyjnym dzisiaj. Co najważniejsze jednak, mam wrażenie, że gdyby zdjąć całą tę szatę brzmieniową, istota interpretacji Mala Punica pozostałaby bez zmiany. Wciąż byłby to obraz pulsującego życia, który przecież nie kłóci się z żywotnością ludzi średniowiecza, co do której nie mamy dziś wątpliwości.
Misteria Paschalia, Kraków, Wieliczka – 18, 19 kwietnia 2014