Tamerlano. Jak z płyty?

Rok 2015 dobrze się nam rozpoczął – nam, słuchaczom krakowskich koncertów. Szczególnie atrakcyjna Opera Rara na pierwsze dni po Nowym Roku – w tym wypadku 8 stycznia – pasuje idealnie: od razu czuje się, że barokowa opera to była prawdziwa rozrywka karnawałowa! A Tamerlano Haendla to jedna z oper najbardziej atrakcyjnych. Wprawdzie może wcale nie tak bardzo rara, jak chciałaby nazwa cyklu, bo w świecie to już repertuar chodzący, i to nie w koncertach, a na scenie – ba! – była nawet w Krakowie, grana przez Capellę Cracoviensis, a dla odmiany w ubiegłej dekadzie (w 2008?) partię Bajazeta w Madrycie śpiewał sam Placido Domingo, pod dyrekcją McCreesha i w wersji zdecydowanie uświadomionej historycznie! Kapelusze z głów. Obecne krakowskie wykonanie było jednak nie mniej gwiazdorskie (no, z Placido pod tym względem nikt się równać nie może…), odtwarzało bowiem niedawne nagranie opery, wydane przez wytwórnię Naïve. Na miejscu byłoby porównanie, jednak nic z tego tym razem, bo nie znam tego nagrania. Lecz zestaw nazwisk wciąż ten sam, prosto ze stellarium: dwaj z najsłynniejszych dziś kontratenorów, Max Emanuel Cenčić (Andronikus) i Xavier Sabata (Tamerlan), sopran Karina Gauvin (Asteria), tenor John Mark Ainsley (Bajazet), do tego bas Pavel Kudinov (Leone) i Ruxandra Donose (Irene), grała zaś noszona dziś na rękach orkiestra Il Pomo d’Oro pod kierunkiem Riccardo Minasiego. Czegóż chcieć więcej?

No właśnie – nawet nie można chcieć, by więcej osób mogło tego posłuchać, bo dzięki transmisji radiowej mogli w zasadzie wszyscy. Choć nie słuchali dokładnie tego samego – w nagraniu z transmisji, które sobie zabezpieczyłem, głosy są znacznie większe i bardziej efektowne, śpiewają także z wyraźniejszą dykcją, niż w pluszowej akustyce Teatru im. Słowackiego. Ta ostatnia szczególnie złowrogi wpływ miała jednak na orkiestrę, której dźwięk częściowo uciekał w sznurownię. A że zespół był kameralny, efektem było wrażenie akompaniowania śpiewakom, a nie współkreowania dramatu. Il Pomo d’Oro najwyraźniej zresztą tak gra – bardzo podobnie zabrzmiał mi w Gdańsku, towarzysząc Cenčiciowi w koncercie arii. Zespołowi nie brak wirtuozerii, sprawności najwyższej, ale jednocześnie cechuje go pewna miękkość, łagodna okrągłość; Minasi prowadzi muzykę zawsze bliżej wykonawczego środka, niż jakiegokolwiek ekstremum. Nigdy agresywnego atakowania frazy, nigdy ekspresyjnego podkreślania figur rytmicznych. Nic dziwnego zresztą przy tak wycofanym basso continuo – delikatnie kładącym dźwięki, zamiast energicznego ich stawiania. Cóż, taka koncepcja, zrealizowana zresztą bardzo konsekwentnie i bardzo dobrze. Mnie osobiście brakuje jednak dynamiki, a ponieważ brzmienie zespołu nie jest też mięsiste, jak przyzwyczaił mnie w tym utworze Paul McCreesh (właśnie w tej wersji z Domingo i Sarą Mingardo… imponującej!), to dawał mi się we znaki orkiestrowy niedosyt. W tej partii może się przecież tak wiele dziać!

Działo się jednak wokalnie, choć ponownie jasne stało się, dlaczego Haendel, jeżeli w partii heroicznej nie mógł obsadzić kastrata, zastępował go kobietą. W zestawieniu z głosem Kariny Gauvin, nawet najlepsi kontratenorzy nie brzmią nadzwyczaj imponująco. I nie jest to tylko efekt tego, że jej postać, Asteria, jest zdecydowanie najciekawszą bohaterką opery: tragiczną, dokonującą wyborów, jedyną działającą (faceci tylko gadają…). Nie bez powodu nie bierze udziału w finałowym chórze – wszyscy się cieszą, jej plastikowy kochanek, Andronikos, właśnie obdarowany na powrót królestwem i jej ręką, tylko dziękuje niedoszłemu oprawcy – co ona ma robić wśród tych kukieł, gdy trup jej dumnego ojca, jeszcze ciepły, wciąż leży na scenie? Gdy odchodzi na bok, nawet w wykonaniu koncertowym czuje się, że tragedia nie kończy się wraz z ostatnimi dźwiękami opery.

Obaj kontratenorzy wypadli jednak znakomicie: Cenčić imponował wysmakowana wirtuozerią, której nie brakuje w partii greckiego księcia, Sabata – ekspresją. Wokalnym aktorstwem nadrabiał słabą dyspozycję (styczniowe choróbsko…) John Mark Ainsley – skutecznie zwłaszcza w drugiej części (bo nie akcie – tych przecież jest trzy, a cały wieczór podzielony został na dwie części), gdzie zyskał swobodę sceniczną, choć jednocześnie coraz bardziej tracił głosową. Szkoda, bo Tamerlano to opera wyjątkowa właśnie z powodu rozbudowanej partii tenorowej – tym razem niestety nieco okrojonej. Pech, ale bywało gorzej. Nie był to zresztą jedyny skrót – wypadło sporo dialogów, i nie tylko. Skądinąd – to zwykła praktyka przy tasiemcach recytatyw-aria, którymi są barokowe opery seria.

Tamerlano,fot.Michał Ramus, www.michalramus.com_2Max Emanuel Cenč

Królową wieczoru pozostała jednak ta, której postać z królestwa gotowa była zrezygnować. Piękny głos i technika Kariny Gauvin to jednak nie wszystko – ważna była niezwykła wrażliwość, emocje ukryte w każdej frazie, nie wykrzyczane, ale raczej wyszeptane, ale z jaką z mocą i wyrazistością! Mistrzostwo? Nie lada!

Tamerlano,fot.Michał Ramus, www.michalramus.com_4 Karina Gauvin, Xavier Sabata, John Mark Ainsley

PS. W Krakowie Tamerlano, a tymczasem we Wrocławiu szykuje się specjalna gratka: już w niedzielę, 11 stycznia, Fabio Bonizzoni poprowadzi Wrocławską Orkiestrę Barokową w wyjątkowym dla naszej historii dziele, oratorium Alessandra Scarlattiego – króla muzyki neapolitańskiej – San Casimiro, re di Polonia. Skąd ten temat? Z dworu królowej Marysieńki Sobieskiej, a konkretnie wdowy Marysieńki, która swego żywota dokonała w Italii, mając na swoich usługach m.in. Scarlattiego właśnie.

7 komentarzy do “Tamerlano. Jak z płyty?

  1. Kalina

    Wreszcie dotarlam na Pana blog:)) Krakowskiego „Tamerlano” nie słyszałam, a szkoda, bo Maxa Emanuela Cencica lubie bardzo. Chwali Pan wersje McCreesha z Domingo i Mingardo, co jak najbardziej podzielam. Nie wymienia Pan natomiast mojej ulubionej mezzosopranistki, która w Madrycie wykonala partie samego Tamerlana – Moniki Baccelli. Zapewne jest Pan zdania krytykow – Monica ma glos kameralny, nie na duże sale operowe. Ale ja i tak ja wielbie i jeżdżę za nia po swiecie:)) Ostatnio – słyszałam ją latem w Operze Garnier Monteverdiego „Koronacji Poppei” w partii Ottavii – przepięknie. To już nie najmlodsza przecież diva, ale glos ma jak dojrzałe wino, o pięknej, ciemnej barwie. No i bardzo piekna kobieta:)) Sare Mingardo słyszałam w zeszłym roku w Krakowie – wypadla tak sobie…

    1. jakubpuchalski Autor wpisu

      A przecież podawałem adres w ostatnim wpisie na starym blogu 😉 Za to teraz muszę znowu zatwierdzać komentarze – wszyscy jesteśmy tu nowi.
      Baccelli w „Tamerlanie” też znakomita – wymieniając wykonawców chciałem tylko ułatwić identyfikację wykonania, nie kogoś specjalnie wyróżniać a tym bardziej deprecjonować. A jak „Koronacja” w Paryżu? To jakaś nowa produkcja?

      1. Kalina

        Paryski Monteverdi był przeniesieniem z „La Scali” (premiera chyba ok. 2013). Spektakl paryski odbyl się 9 czerwca 2014 przy nabitej sali (kupiłam sobie bilet jesienią 2013:)). Kocham te spektakle z najwyższej półki i jestem gotowa nic nie jeść, aby je zobaczyć. Ten był znakomity (sa recenzje w necie). Obsada miedzynarodowa, w tym kilku wykonawców francuskich. Ustepowali klasą Włochom, Ormiance i nawet Anglikowi – wykonawcy partii Nerona, mimo to publiczność nie chciała ich puscic ze sceny. Nie lubie tego smiesznego francuskiego „szowinizmu”, Anglicy w porównaniu ze swymi sąsiadami przez wodę reprezentują zupełnie inna klase. „Moja” Monica była rewelacyjna. A arie „Adio Roma” zaśpiewała tak, ze stanęły mi łzy w oczach:))

          1. Kalina

            Zwykłam bywać na corocznym festiwalu Misteria Paschalia. W tym roku nie mogę się zalogowac i zabezpieczyć sobie bilet na koncerty moich ulubieńców. Co się dzieje? Czy nie będzie tego festiwalu????

          2. jakubpuchalski Autor wpisu

            O ile mi wiadomo – będzie i nigdy nie było problemu z jego byciem. Rozmawiałem o nim nie dalej jak wczoraj w biurze. Ale też dopiero wczoraj upubliczniono program, może więc jeszcze nie uruchomiono internetowej rezerwacji. Myślę, że w poniedziałek da się to wyjaśnić. Jeżeli jeszcze trzeba będzie wyjaśniać.

Możliwość komentowania została wyłączona.